Hajsyn 2019 czyli półkolonie na Ukrainie

Podziel się

Półkolonie w Hajsynie na Ukrainie za nami. Wróciliśmy szczęśliwi, bo zostawiliśmy 114 uśmiechniętych dzieci, które prosiły, byśmy przyjechali do nich za rok. Pojedziemy, bogatsi o doświadczenia pracy na Ukrainie.

Wkrótce zamieścimy tu wrażenia samych wolontariuszy. Teraz zapraszamy do obejrzenia filmiku, który przygotowała s. Małgorzata now.

Półkolonie na Ukrainie okiem sióstr nowicjuszek, które były z nami:

Z wielką radością piszemy, mając nadzieję, że będziemy mogły, choć trochę przybliżyć Was do tego doświadczenia, które zdobyłyśmy podczas tegorocznych wakacji. Pragniemy podzielić się stroną organizacyjną wyjazdu oraz naszymi przemyśleniami, jakie zrodziły się w związku z nim. Wielkie „Dziękujemy” kierujemy do wszystkich, którzy przyczynili się do tego, że mogłyśmy wziąć udział w tym wyjeździe.
O akcji
Stowarzyszenie „VIDES” Polska podjęło się w tym roku organizacji półkolonii dla dzieci w miejscowości Hajsyn na Ukrainie, gdzie obecnie posługują nasze dwie siostry, s. Anna Zainchkovska oraz s. Wioletta Wróbel. Grupa dziesięciu osób, w skład której wchodziło trzech wolontariuszy, cztery siostry i my, już na początku roku szkolnego spotkała się, aby zaplanować nasz krótkoterminowy wolontariat. W ciągu kilku miesięcy przeprowadzono zbiórki pieniężne pod hasłem. „Przybij piątkę z Ukrainą”. Wolontariusze przygotowywali się poprzez udział w zorganizowanych spotkaniach oraz zajęli się głównym zadaniem podczas tych półkolonii, jakim było poprowadzenie warsztatów. Półkolonie odbywały się przy domu sióstr, będącym w sąsiedztwie z parafią katolicką – trzeba to dodać, gdyż większość dzieci katolicka nie była. Mieliśmy, więc styczność z grupą mieszaną, w znacznej mierze stanowiącą dzieci z rodzin prawosławnych. Nie przeszkadzało to temu, aby codziennie odbywała się Służba Boża – jak nazywali oni Eucharystię.
„Malujemy świat” – brzmiał temat naszej akcji. Każdego dnia towarzyszył nam jeden kolor mówiący o jakieś postawie lub cesze, który przekazywany był we wprowadzeniach. Już od godziny dziewiątej przybywały do nas dzieci. Jedne z samego Hajsyna, inne z dalszych miejscowości, ale będące na wakacjach u dziadków, czy grupa z Ładyżyna codziennie przywożona i odwożona przez s. Annę lub ks. Gabriela. Do południa były – zabawy i tańce na powietrzu, wprowadzenie w temat dnia oraz praca w grupach. W południe wszyscy szliśmy do kościoła.
Po obiedzie natomiast grupy rozchodziły się na przypisane warsztaty. Nie mogło zabraknąć tzw. „Akcji dnia”, podczas których organizowaliśmy wszelakie konkurencje sportowe, pokaz talentów, Dzień Ukraiński, Dzień Polski czy uliczny flashmob.
Przesadą nie będzie stwierdzenie, że Hajsyn trochę odżył w czasie trwania półkolonii. Od rana przyciągała uwagę przechodniów muzyka dobiegająca z podwórka i widok tak dużej grupy dzieci. Zaskoczeniem mogły być wspólne tańce przed miejscową biblioteką a także, drobne rzeczy wykonywane przez dzieci na warsztatach, zabierane codziennie do domu. Z uśmiechem słuchało się podziękowań rodziców czy innych osób, widzących zadowolone dzieci.
Ja jestem misją
Szczerze musimy przyznać, że możliwość naszego udziału w tym wyjeździe wzbudzała w nas od samego początku wielką radość. Będąc w nowicjacie mamy tę sposobność, aby dotknąć istoty życia apostolskiego, co więcej w wymiarze ściśle misyjnym. Ważne było uświadomienie sobie faktu, że jestem konkretną osobą z całym bagażem osobistej historii; wzlotów i upadków, darów, którymi mogę dzielić się z innymi. Z tym wszystkim się jechało. W grupie wolontariuszy trzeba było odnaleźć swoje miejsce, ofiarować swoją dłoń, ale i przyjąć czyjąś. Był to szczególny czas łaski Bożej, działającej w nas. Każda z nas niejednokrotnie doświadczała potęgi Słowa „Moc w słabości się doskonali”. Ale również były chwile ostatniego zawierzenia się i oddania w ręce Ducha Świętego. Tak było naprawdę. Codziennie jednoczyła nas modlitwa. W przechodniej kaplicy sióstr, na karimatach, na krzesłach kinowych, po ukraińsku. Patrząc jedynie z zewnątrz można było zatrzymać się na tym, co po ludzku przeszkadza. Nieznośny upał, nieznajomość języka, inne jedzenie lub brak czasu na krótką przerwę. Łaską było patrzenie ponad
i niezatrzymywanie się na tym. Wielka to lekcja dla nas.
Każdy człowiek jest misją
Spotkania z drugim człowiekiem zawsze uczą nas czegoś nowego. Będąc wolontariuszem trzeba przyjąć, że nie tylko ja i moje potrzeby się liczą. Trzeba próbować rezygnować z siebie. Ale tak prawdziwie i tak się otrzymuje. Spojrzenie na poświęcenie sióstr i księży pracujących na Ukrainie było dla nas bardzo cenne. Siostry uczyły nas jak być z tymi dziećmi, nie, dlatego, że po to tam pojechaliśmy, ale dlatego, że to jest powołanie salezjańskie. Jak patrzeć bez uprzedzeń na kogoś, kto nie jest taki jak ja, kto nie ma identycznych poglądów religijnych, a z drugiej strony jak świadczyć sobą, aby prowadzić do spotkania z Chrystusem? Wspominamy ludzi, którzy szczególnie
zabiegali o to, abyśmy poczuli się tam jak najlepiej, dawali oni to, co mogli a i tak, najważniejsza była życzliwość i serdeczność, z jakimi obchodzili się z nami. W tym wszystkim wybrzmiewała radość i taka prostota, nieodłączne elementy salezjańskości.
Nie było to dla nas przeszkodą, aby być z nimi. To, co przyciągało naszą uwagę, to wielka troska starszych o młodszych, niektórzy z nich, choć animatorami, w naszym znaczeniu, nie byli, to jednak dawali nam prawdziwy przykład tego, jak animator powinien się zachowywać. Myśląc o tych ludziach, spotkanych na Ukrainie zadajemy sobie pytanie – skąd mają tę pasję? Pomimo różnych uwarunkowań, trudności, są ludzie, którzy całkowicie poświęcają siebie dla innych, którzy nie załamują się i cieszą z tego, co jest im dane.
Zdejm sandały
Ten wolontariat uczył nas jednej, bardzo ważnej rzeczy. Wchodząc w konkretną rzeczywistość, z szacunkiem przyjmuję to, co jest mi dane. Jest to prawdziwa sztuka, aby zachować równowagę – wejść ze swym bagażem, dzieląc się i proponując coś nowego, nie niszcząc tego, w co wchodzę. Nie można do końca porównywać naszej rzeczywistości w Polsce z tym, co dzieje się na Ukrainie. Nie można wszystkiego krytykować, mówiąc, że „u nas tak nie robimy”. Z wdzięcznością trzeba przyjąć to, co jest. To także rachunek sumienia z tego, jak dbam o to, co
mam w Polsce, możliwość ucieszenia się swoim domem.
Każda z nas na pewno w różny sposób przeżywała ten czas. Jak wspomniane było wcześniej, wchodzimy ze swoją historią. Kontynuujemy pewne wątki lub rozpoczynamy nowe rozdziały, różnie też spoglądamy na taki wymiar apostolstwa. Bez względu na to, wszystkie przyznamy, że te dni na Ukrainie bardzo nas ubogaciły, pozwoliły patrzeć szerzej i pogłębiły naszą świadomość powołania salezjańskiego. Dziękujmy Bogu za ten czas, za każdą spotkaną osobę, za tych wszystkich, dzięki którym odbył się nasz wyjazd. Słowa papieża Franciszka niech podsumują to, czym dzielimy się tu.
„Każdy mężczyzna i każda kobieta jest misją i to jest powodem, dla którego żyje na ziemi. Być pociągniętym i być posyłanym to dwa poruszenia, które nasze serce – szczególnie, gdy jest młode wiekiem – odczuwa, jako wewnętrzne siły miłości, obiecujące przyszłość i popychające nasze istnienie naprzód”. (Orędzie na Światowy Dzień Misyjny 2018 r.)
Z wdzięcznością
n. Magdalena Bieniek PLJ
n. Małgorzata Synowiec PLJ
n. Weronika Śliwińska PLJ

Podziel się